środa, 28 listopada 2012

Syndrom zasiedzenia w świecie mniejszych zdarzeń

Każdy z nas ma. Powinien mieć, starać się o nie i do niego wracać. Miejsce, w którym zgniatał płatki maków, miejsce, w którym leżał pod dziką gruszą i pisał grafomańskie teksty; wreszcie miejsce, które zna tak dobrze - od lat, do cna, znając nawet smak piasku (bo któż w dzieciństwie nie jadł ziemi!). Jeśli jest takich osób sporo, to należy wybaczyć autorce fąpa, ale jej wychowanie było nieokrzesane i w sporej mierze polegające na wyzwaniach stawianych przez starszego brata. Dziś jestem tu, w domu. Za moimi plecami na tapczanie śpi moje dziecko, we mnie z kolei budzi się to, którym kiedyś byłam. Siedzę i myślę nad sobą, nad zdarzeniami, nad przyjaźniami z młodych lat (tymi, które pozostały i tymi, które rozwiał czas). Siedzę i chciałabym jeszcze raz. Choć moment w jakim jestem teraz jest dobry. Zawsze był, zawsze w to wierzyłam. Kto narzeka, niech ugryzie się w język, bo może być też gorzej, a czy naprawdę jest tak źle, iż musi nas to ograniczać? Nie, nie musi. Wręcz przeciwnie, powinno nas motywować do działania i do radości z tego, co jest. Takiej samej, jak wtedy, gdy znajdujesz na youtubie kilka fajnych kawałków i wędrujesz ścieżką hiperłącza i trafiasz na coraz lepsze piosenki, których nigdy wcześniej nie znałeś. 

Chciałabym zacząć troszkę jeszcze raz. Albo trochę lepiej radzić sobie w tym, gdzie jestem. Stracić doszczętnie swój egoizm na rzecz męża i córeczki. A zarazem nie wyzbyć do końca siebie i tego kim jestem. Bo nie jestem tylko nieuczesaną kobietą w polarze z zepsutym zamkiem i starych dżinsach, ucierającą jabłko na papkę. Jestem?

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

świąt dzień pierwszy, czyli dupa nie zając

To są moje pierwsze święta poza domem. Wiem, to pierdoła, której wyjawiać nawet nie powinnam, ale nie chodzi o moje sentymentalizmy i tęsknoty za matczynym łonem. Bardziej o to, że te święta mogłyby dostarczyć Smarzowskiemu kawał scenariusza na kolejny film. Ale nie do wszystkiego się przyznawać należy i prawdę tę podtrzymam. A Smarzowski może kiedyś usłyszy coś o tej historii. W każdym bądź razie śnieg był tym, co dopełniło kielich. Niechaj święta będą białe- aż chciałoby się usłyszeć "Last Christmas" dla podtrzymania klimatu. Miało być śniadanie wielkanocne, rodzinne, z nową właściwie rodziną, a skończyło się czekaniem do jakiejś 14, niemal o głodzie, na powrót szwagierki przyszłej, co zabrała dziecko i męża i gdzieś znikli o 11. Dziecko chore było od dwóch dni i okazało się, że nasze domysły były słuszne, iż zabrali małego do szpitala. Ot, wiadomka, dziecko płacze, umęczone wysoką gorączką. Ale cisza i cisza i masa domysłów. I efekt końcowy - wada serca i prawdopodobna operacja. W głowie się nie mieści, od przypadku do przypadku. Idziesz do dentysty zaleczyć zęba, wracasz bez szczęki. A święta porwał zając i schował się pod warstwą białej mazi. Dziś dzień drugi, jedziemy odwiedzić Malca, co powtarza, że chce do domu i ciągle płacze. Ech serce, zostań na miejscu.
Fajne święta, co nie? Nie jest dziś na śmiesznie, nie jest zjadliwe. Może moją zjadliwość zjadł mały alienek, co mi po wnętrznościach buszuje średnio co kilka godzin i już z rana spać nie daje (wczoraj obudziła mnie po 8, tak tańcowała w brzuchu). Wesołego lanego, niech Wam święta lżejszymi będą! ave!

piątek, 24 lutego 2012

Spieszmy się być na bieżąco, tematy tak szybko się zmieniają...

Ostatnio zaczynam myśleć coraz bardziej badawczo pod względem spoglądania na świat mediów, szeroko ujętych. Kolokwialnie rozwala mnie podejście do niektórych kwestii i rozdmuchiwanie tychże. Dlatego raczej nie czuję się jak studentka dziennikarstwa, która chce pracować w zawodzie. Zdecydowanie wolałabym skupiać się na badaniach tychże przeklętych mediów. O, w moim odtwarzaczu leci piosenka, której nie kojarzę! fajna niespodzianka, ciekawe skąd to :) W każdym bądź razie jeszcze niedawno cała Polska żyła zaginięciem Madzi W. na Śląsku, później jej śmiercią, która wydarzyła się w nieszczęśliwym wypadku (ja tam wierzę w tę wersję). Ale nie to powinno nas najbardziej poruszać - przecież świat cały i nasz kraj nawet ma miliony zdarzeń w obwodzie, choćby miały dotyczyć tej żenującej polityki, która na jakiś czas niemal znikła z anten! wszystkie serwisy informacyjne skupiły się na Madzi, główny temat rozdmuchany na 90% czasu informacyjnego. Żenada. A przecież nie uwierzę jeśli ktoś powie mi, że nic ważnego się wtedy nie działo. Mhm, jasne, już widzę jak w sejmie tylko chyłkiem bokiem wciskają kolejne ustawy, które za jakiś czas wejdą w życie, a my znów będziemy w ciemnej d*pie. Niby tam gdzie zawsze, a jednak głębiej. Nie lubię takiego smętnego tonu, ale trzeba coś z tym zrobić..jeszcze nie wiem co, ale jak wymyślę, na pewno powiem. O.

sobota, 4 lutego 2012

call me mama II !

Długo myślałam jak zacząć tego posta. Długo przez duże "D". Ostatnio sporo było o dużych literkach, np o prawdzie przez duże lub małe "Pe"v"pe". Ale to zrozumieją tylko studenci mojej uczelni. Niemniej długo i szybko mijał czas zarazem, jesień, zima i te inne nazwy, które gdzieś tam przepływały w tle, listopady i te inne. Wiecie sami. Schyłek roku przyniósł nam zwycięstwo nad Złem Wcielonym - Tauron został przez nas oswojony. Lądowanie w Normandii przyniosło efekty. Przy czym, już nie my będziemy ponosić tego skutki, gdyż "trzeba wiedzieć kiedy, ze sceny zejść, niepokonanym..." śpiewał kiedyś polski fajny zespół. Kiedyś. Szkoda, że Hołdys nie wziął sobie tej nauki do serca, ale co ja będę uczyć dorosłego.
Jest taka data, którą zapamiętam do końca życia, ale o niej trochę później.
Teraz pora na odrobinę wychowania do życia w rodzinie. - "Pamiętaj człowieku młody, stosuj antykoncepcyjne metody!" I wiecie, co Wam powiem? a dupa! Szkoda sobie utrudniać życie, kiedy to, co ma być i tak się wydarzy! i chwała Niebieskim Zorzom i innym Pięknym Boskim Przymiotom. Myślę sobie, co by było, gdybym miała 20 lat, 18, 16, 22 ??? Wiem, kojarzą się linie tramwajów, ale sorry za skojarzenia. (Nie otwierać też kamasutry, zboczeńcy :P) ((Lub przynajmniej sama najpierw sprawdzę, co ja tu wpisałam...)). Ok, nie jestem na tyle zboczona, by to teraz przeglądać. Każdy z nas po przekroczeniu pewnego wieku dowiaduje się czym są emocje, uczucia i inne pierdoły mówiące o miłości (jednak istnieje, zawsze twierdziłam, że nie. myliłam sięęę). Czasem te emocje prowadzą nas nad przepaście, a czasem z nich wyciągają. A czasem my z nich coś wyciągamy. I tak sobie lecą: pokolenie za pokoleniem, jedno gorsze od drugiego. Tymczasem media szerzą wspaniałe kampanie reklamowe środków antykonc. Wśród młodych ludzi coraz częściej krąży opinia: "ciąża (przepraszam, mało kto tak mówi: wpadka), o nie, to pech! to koniec świata, blablabla". Mówią te, co nigdy w niej nie były. I teraz ja zabiorę głos. Bo tak.
01.12 to dzień, który na pewno zapamiętam na długo, lub przynajmniej do sierpnia. Wtedy też test ciążowy marki rossmann wykazał 2 przeklęte kreski. Żart losu? Kpina? Trefna partia testów? Nazw przewija się przez myśl wtedy mnóstwo, emocje są wielkości wielkiego kanionu. Kolejny dzień i kolejny test przynosi jeszcze więcej: kolejne 2 kreski na barki i zwiększenie świadomości. I te parszywe myśli o zmianach, nie byciu gotowym, zaskoczeniu, etc. Najgorsze było to, że cały czas gdzieś po głowie zaczyna kołatać myśl: czy jestem, czy będę wyrodną matką??? Taki stan trwał przez niecałe 2 tygodnie. Ponoć to normalne i każdy to przechodzi. Moja przyszła szwagierka twierdzi, że ona miała 28 lat, męża, zaplanowaną ciążę i też przechodziła przez te emocje. Fajnie, nie? ;) jednak po dwóch tygodniach życie odmienia się na różowo i powiem Wam, że cholera, naprawdę jest pięknie i dobrze. Przyszły tatuś jest szczęśliwy, rodzinka się cieszy, łóżeczko, wózek i te inne przybory już czekają po innych dzieciakach w rodzinie, tylko pieluch, chusteczek i dziecko nam dajcie! Ale jak na razie dziś zaczęłam 14 tydzień, trochę mnie mdli pod wieczór i spać się chce. Ogólnie, nie tylko pod wieczór. Brzuszek na razie w wersji mini, apetyt średni, za mały stanowczo jak na 2 osoby. Piwa bym się chętnie napiła, lub wina. Oj bardzo, ale się wstrzymam. Wykształcę swoją silną wolę wreszcie, hahaha.
Żartowałam.
Tyle w tym temacie. Nie będę tu truć tyłka o macierzyństwie i jego słodkich podwojach. Może kiedyś, w innym miejscu. Tymczasem idę jeść. Smacznego, dziękuję ;)