poniedziałek, 14 marca 2011

Wiosna, panie sierżancie!

Mości sierżanci i inni czytający, nie do wiary, niebywałe i nie do wiadra: przyszła wiosna, najbardziej wyczekiwana gwiazda tego roku (przynajmniej do lata). Przyszła, momentalnie rozpanoszyła swoje sukienki, tu i ówdzie zadzierając je zalotnie do góry i ukazując nózie w formie bazi, czy innego kwiecia usilnie przebijającego się przez poszycie, to pierwsze, od spodu, którego nazwy sobie nie przypomnę, nawet nie będę usiłować (cóż, że Google, bazuję na pierwocinach mojego umysłu, tu i teraz). Ludzie niczym stada orek wyrzucanych na brzeg przez ocean, wylegli z domostw, mieszkań i szkół (nie wliczać wszelkiego rodzaju galerii - pracownicy nadal są w nich przetrzymywani przez hordy dzikich klientopirów, którzy na widok słońca tracą wszelkie właściwości wysączania satysfakcji z dręczenia tychże pracowników) na chodniki, spacerowniki, deptaki, bulwary i ulice. Do łask w trybie natychmiastowym powracają miłośnicy uciech aktywnych (vide, spójrz na krakowskie bulwary: masy biegaczy, roweraczy, rolerkarzy i podobnych). I wszystko byłoby pięknie i takie, że ojej, aż żyć się chce, gdyby nie siniaki na łydkach pani wiosny. A siniaki to ohydne i doprawdy fuj, a najgorsze to, że zadane przez nas samych. Miałam ostatnio okazję wybrać się do Wieliczki (szaleństwo, spędziłam jakieś 10 minut w pociągu, zdążyłam się podniecić i zniechęcić – widok z okien mnie dobił). Na pierwszy rzut oka: gdzie sięga wzrok, tam pięknie, słonecznie i już niemal, już, już, widać te malutkie, ociupinki kwiatków i chwastów, twarz się rozszerza, źrenice dla towarzystwa również i wtem – bęc! – spojrzenie za okno poza nasyp torowisk – bęc, bęc! Triple bęc!! – i się wierzyć nie chce. Butelki, papiery, opakowania, złotka, sreberka, brudy, szmaty, materace – po prostu syf. Dziś jadąc przez Bieżanów – to samo. Seria „bęców”. Może to jakiś wirus, którym się zaraziłam, ale gdzie nie spojrzałam za okno, tam widziałam tylko brud i śmieci. Poczułam obrzydzenie do nas samych, do wszystkich w autobusie, do siebie również, że nie stać nas na gest, na to, żeby wysiąść z autobusu, złapać za worek i zacząć sprzątać. Do września jeszcze daleko, Pani Wiosna pójdzie poobijana w siną dal i nie wróci prędko za rok! To smutne. Po prostu, smutne. Dlatego dziś Bzorro nie na wesoło. I nie zakończy żadną pointą, czy morałem. Dziś tylko próbuje dać do myślenia.