Fajne święta, co nie? Nie jest dziś na śmiesznie, nie jest zjadliwe. Może moją zjadliwość zjadł mały alienek, co mi po wnętrznościach buszuje średnio co kilka godzin i już z rana spać nie daje (wczoraj obudziła mnie po 8, tak tańcowała w brzuchu). Wesołego lanego, niech Wam święta lżejszymi będą! ave!
poniedziałek, 9 kwietnia 2012
świąt dzień pierwszy, czyli dupa nie zając
To są moje pierwsze święta poza domem. Wiem, to pierdoła, której wyjawiać nawet nie powinnam, ale nie chodzi o moje sentymentalizmy i tęsknoty za matczynym łonem. Bardziej o to, że te święta mogłyby dostarczyć Smarzowskiemu kawał scenariusza na kolejny film. Ale nie do wszystkiego się przyznawać należy i prawdę tę podtrzymam. A Smarzowski może kiedyś usłyszy coś o tej historii. W każdym bądź razie śnieg był tym, co dopełniło kielich. Niechaj święta będą białe- aż chciałoby się usłyszeć "Last Christmas" dla podtrzymania klimatu. Miało być śniadanie wielkanocne, rodzinne, z nową właściwie rodziną, a skończyło się czekaniem do jakiejś 14, niemal o głodzie, na powrót szwagierki przyszłej, co zabrała dziecko i męża i gdzieś znikli o 11. Dziecko chore było od dwóch dni i okazało się, że nasze domysły były słuszne, iż zabrali małego do szpitala. Ot, wiadomka, dziecko płacze, umęczone wysoką gorączką. Ale cisza i cisza i masa domysłów. I efekt końcowy - wada serca i prawdopodobna operacja. W głowie się nie mieści, od przypadku do przypadku. Idziesz do dentysty zaleczyć zęba, wracasz bez szczęki. A święta porwał zając i schował się pod warstwą białej mazi. Dziś dzień drugi, jedziemy odwiedzić Malca, co powtarza, że chce do domu i ciągle płacze. Ech serce, zostań na miejscu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)